Rycerz Chrystusa – rycerz śmierci

opracował: Hyginus

Wojna jest rzeczą radosną... W czasie wojny rodzi się wzajemna miłość. Kiedy własną sprawę uważa się za dobrą i kiedy widzi się, jak własna krew (rodacy) wspaniale walczy, łzy cisną się do oczu. Szczere i pobożne serca napełniają się słodyczą, gdy widzi się swojego przyjaciela, który tak dzielnie naraża własne ciało, aby dotrzymać i wypełnić przykazania naszego Stwórcy. I chce się wtedy żyć z nim i umierać, i za sprawą miłości nie opuścić go nigdy. Stąd rodzi się takie uniesienie, że nikt, kto tego nie doświadczył, nie mógłby powiedzieć, jak wielkie to jest dobro.

Jean de Bueil (1406–1477)

      Dla rycerza wojna nie była złem, nie była czymś niezwykłym. Była stanem naturalnym, pożądaną okazją do wzbogacenia się, zdobycia sławy i prestiżu. Wojna była traktowana nie tylko jako powinność wobec suwerena, ale jako misja, a nawet sens życia. Dla rycerza wojna była tym, czym dla chłopa praca na roli – przerywała ją zima, ponawiano ją wraz z wiosną. Przerwy wyznaczały tylko święta, zbiory plonów bądź konieczność przegrupowania i zebrania nowych sił. Wojna to także sankcja – najskuteczniejszy środek wymierzania sprawiedliwości, zmuszania przeciwnika do uległości – zawarcia układu na najkorzystniejszych warunkach, rekompensaty za wcześniejsze krzywdy, złożenia hołdu lennego, itd. Jak to się stało, że pogodzono ideał rycerza chrześcijańskiego z praktyką rycerza – zawodowego zabójcy?

      W początkach średniowiecza, co trudno dziś sobie wyobrazić, Kościół nie akceptował zabijania, piętnował je jako grzech. Rycerze Wilhelma Zdobywcy, pomimo tego, że jego wyprawa na Anglię uzyskała błogosławieństwo papieża, po zwycięskiej bitwie pod Hastings w 1066 r. otrzymali od własnych normańskich biskupów pokutę. Nie byle jaką, gdyż za zabicie każdego wrogiego rycerza musieli przez rok pościć i odprawiać modły, a za każde zranienie - czynić to przez 40 dni.

     X wiek to początek procesu uznawania zawodu żołnierza przez Kościół - pontyfikał z Moguncji z tego okresu prezentuje pierwszy opis poświęcenia przez duchownych miecza i włóczni (uznawanych ówcześnie, obok ostróg, za charakterystyczne dla rycerza – czyli konnego wojownika) oraz modlitwy o pomyślność walczących. W ten oto sposób sakralizacji poddano nie tylko narzędzia grzechu ale i sam jego akt.

     Presja Kościoła doprowadziła jednak do ustalenia pewnych zasad prowadzenia wojny - zakazywano grabieży i niszczenia gospodarstw chłopskich posiadłości osób duchownych, masakry bezbronnej ludności cywilnej - ale już nie wtedy, gdy chodziło o załogę zdobytej twierdzy. W takim przypadku rzeź mieszkańców spadała na sumieniu dowódcy który nie poddał warowni dobrowolnie. Jednakże średniowiecze to okres pełen anarchii, a ta nie sprzyja budowaniu skutecznego systemu nakazów i zakazów. Często sami władcy występowali przeciwko formułowanym przez Kościół prawom.
Po wspomnianej bitwie pod Hastings zwycięski Wilhelm Zdobywca postanowił podporządkować sobie terytorium Anglii za pomocą terroru. Można stwierdzić, że wypowiedział wojnę rdzennej ludności podbitego kraju. Wydał rozkazy: żadnych dłuższych postojów, zabijać i niszczyć wszystko, nie brać pod uwagę zapewnień o poddaniu się i uległości. Po kilku beznadziejnych próbach walki opór przeciwko Wilhelmowi znikł. Ludność, która przecież jeszcze przez setki lat nie będzie utożsamiała się z żadnym narodem czy państwem, podda się każdej władzy, byle uniknąć opresji.
Taktyka spalonej ziemi była stosowana często jako środek zapobiegawczy. W 1254 roku książęta Wielkopolski Przemysł i Bolesław, oraz książę Głogowa Konrad spustoszyli ziemie wokół Trzebnicy i Widawy należące do Henryka III, księcia wrocławskiego. Ogromne zniszczenia uniemożliwiły Henrykowi realizację planowanego ataku na Wielkopolskę. Co istotne – wojska Przemysła, Bolesława i Konrada omijały szerokim łukiem dobra kościelne. W okresie rozbicia dzielnicowego Kościół stanowił chyba jedyną instytucję posiadającą autorytet, z którą trzeba było się liczyć. Z tego też względu usiłowano zaprowadzić oparty na tym autorytecie ład. Wprowadzono pojęci wojen sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Wynikało to z faktu, iż zgromadzone w Kościele elity intelektualne ówczesnego świata najdobitniej zdawały sobie sprawę ze szkód, jakie przynosiły wojny.
W niektórych regionach przedłużające się okresy decentralizacji władzy i anarchii prowadziły do niemal całkowitego zaniku życia. Tak było np. w północnych Włoszech, gdy ciągłe podjazdowe wojny możnych i notoryczne niszczenie włości sąsiadów doprowadziły do wieloletniego zarzucenia wszelkiej uprawy roli na znacznym obszarze. Nie bez znaczenia był fakt, że z tytułu tego rodzaju działań Kościół ponosił realne straty ekonomiczne, zarówno z racji zniszczeń własnego majątku, jak i ograniczenia datków, ofiar, świętopietrza itp.

     Według św. Tomasza z Akwinu (XIII w.) z wojnami sprawiedliwymi mamy do czynienia tylko wtedy, gdy ich przyczyny są zasadne, intencje słuszne, a prowadzący je władcy działają i rządzą z namaszczenia Kościoła. Ważnym było, aby przed rozpoczęciem działań wojennych przeanalizować, czy nie wywołają one więcej zła, niż uczynił to wcześniej przeciwnik. Myśl Tomasza z Akwinu rozwijali jego następcy. Tak oto wojnę można było rozpocząć tylko wtedy, gdy zawiodły próby dyplomatycznego rozwiązania konfliktu. Za wojny sprawiedliwe uznano też te służące odparciu agresji i odzyskaniu zagrabionych dóbr, a przede wszystkim wojny przeciwko niewiernym. To pojęcie – niewiernych – szybko ewoluowało. Początkowo chodziło głównie o pogan poddawanej chrystianizacji Europy Północnej i Wschodniej, muzułmanów panujących od IX w. na Półwyspie Iberyjskim i w Ziemi Świętej, a także o Turków i Mongołów. W miarę rozwoju sytuacji politycznej i społecznej zaliczano tu następnie chociażby heretyków (albigensi, katarowie, husyci) czy staroobrzędowców (złupienie Konstantynopola przez IV wyprawę krzyżową nie było dziełem zbuntowanego rycerstwa, ale efektem apeli kapłanów towarzyszących krucjacie i przekonujących, że Grecy to nie katolicy, a więc – heretycy, z którymi należy walczyć).

    Wojny niesprawiedliwe natomiast to takie, które pozbawione były akceptacji hierarchii kościelnej. Także prowadzone pomiędzy możnymi wszelkie wojny prywatne – który to postulat Kościoła spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem ze strony europejskich monarchów, dla których wojenki między własnymi wasalami od zawsze były problemem. Podobnie, za niesprawiedliwe i bezbożne uznano wszelkie bunty, czyli zbrojne wystąpienia możnych przeciwko władzy królewskiej. Nie przeszkadzało to rycerzom składać ślubów takich, jak uczynił to Jean de Faukemont w początkach wojny stuletniej (lata 40. XIV w.), który przysięgał „nie szczędzić ni klasztoru, ni ołtarza, ni kobiety ciężarnej, ni dziecka”.
     Z drugiej strony zalecano jednak rycerstwu samodzielne przemyślenie celu danej wojny, a w razie wątpliwości zdecydowane zachowanie wierności Bogu, nawet kosztem złamania przysięgi danej swemu suwerenowi.
W XI wieku położono też nacisk na ochronę kobiet. Biskup Bouvais nakłonił rycerstwo swojej diecezji do przysięgi powstrzymującej ich od ataków na szlachetne damy. Za gwałt na cudzej żonie bądź na mniszce rycerza czekała pokuta w postaci siedmiu lat abstynencji seksualnej. W tym samym czasie francuscy rycerze uczestniczący w I Krucjacie odnieśli zwycięstwo pod Antiochią, a plądrując po nim obóz przeciwnika – wedle słów kronikarza tej wyprawy, Fulchera z Chartre, „znalezionym w namiotach kobietom nic złego nie zrobili, tylko przebili włóczniami ich brzuchy”...

    Widzimy więc jasno, że ideał rycerza chrystusowego, wiernego wartościom ewangelicznym, szybko musiał ustąpić moralności stricte pogańskiej, wymuszonej przez okrutne warunki życia i chaos ówczesnej Europy. Ten trudny kompromis, w którym całkowicie zaniknęła podstawowa idea chrześcijaństwa, znalazł swój wyraz w etosie rycerskim. Składające się na niego cnoty nawet wtedy, gdy wpisują się w naukę Chrystusa, traktowane są przedmiotowo, jako środek wiodący do najistotniejszego celu – sławy.

     Cnoty rycerskie (za D. Piwowarczyk, Poczet rycerzy polskich XIV i XV wieku, Warszawa 2004)

Fidelitas – wierność – podstawa systemu feudalnego, określającego relacje pomiędzy członkami stanu rycerskiego, a także pomiędzy nimi, a monarchą (suwerenem). Waga, jaką przykładano do przysiąg i hołdów wynikała z faktu, iż w zasadzie tylko one gwarantowały wypełnienie obowiązku rycerza wobec jego pana. Rycerzy określano często w tekstach z epoki mianem fideles (wierni).

Pietas – pobożność – chrześcijaństwo było nie tylko wyznawaną przez rycerza wiarą, ale obejmowało swym wpływem wszelkie sfery życia i aktywności. Bycie człowiekiem wierzącym i realizowanie w życiu zasady pobożności było koniecznym dla stania się prawdziwym, doskonałym rycerzem. Tym bardziej, że przecież w religii, w wierze, legitymacji swojej władzy szukali feudałowie. Pobożność rycerza, a więc przyjmowanie i pielęgnowanie dogmatów wiary i ich rytualnego wymiaru, była cechą bardzo pożądaną przez jego pana, gdyż dowodziło pośrednio boskiego nadania władzy.

Virtus – męstwo – powszechnie uznawane za najważniejszą cnotę rycerską, potocznie przyjęło się, że to ona konstytuowała wojownika jako rycerza. Dla władcy cecha ta była istotna o tyle, o ile szła w parze z wiernością; dla plebejskich słuchaczy popularnych pieśni o rycerzach i ich walecznych czynach była niewątpliwie najważniejsza.

Prudentia – roztropność – cecha, która „cywilizuje” męstwo rycerza, i musi iść z nim w parze. Właściwe wyważenie tych cech było bardzo istotne – rycerz, którego wielkie męstwo nie łączyło się z roztropnością, był szaleńcem rzucającym się bezrefleksyjnie w wir walki. Z drugiej strony niedobór męstwa mógł prowadzić rycerza roztropnego w stronę obłudy, podłości (czyli szukania rozwiązań innych, niż stanięcie do otwartej walki na ubitej ziemi).

Curiositas – dworność – to cnota, którą dość trudno precyzyjnie zdefiniować. Obejmuje cechy charakterystyczne zwłaszcza dla kultury późnego średniowiecza, z jego rozbuchanym dworskim życiem. Można tu znaleźć chociażby wyszukane maniery, regulujące zachowanie czy to przy stole, czy to wobec dam, w trakcie rozmowy, turnieju czy bitwy, i odróżniające rycerza od plebsu. Istotna była zbytkowność, którą dzisiaj rozumielibyśmy jako prowadzenie wystawnego życia, przejawiająca się np. w hodowli sokołów czy kolekcjonowaniu cennych manuskryptów. Ciekawość z kolei miała budzić zainteresowanie egzotyką i pchać rycerza do dalekich podróży. Bystrość umysłu pozwalać miała na celne żarty z osób dwornością się nie charakteryzujących.

Largias – hojność – to chyba druga najczęściej powtarzana przez kronikarzy rycerskich dziejów cnota. Co ciekawe, ta szczodrość nie wiązała się raczej z chrześcijańskim nakazem jałmużny i wspierania ubogich, miała być natomiast dowodem zamożności rycerza. Bogactwo, podobnie jak dzisiaj, było utożsamiane z potęgą i władzą, jak i upragnioną przez każdego rycerza sławą. Nie bez znaczenia był fakt, że pomyślność finansowa świadczyć też miała o przychylności boskiej.

Honor – teoretycznie cnota najistotniejsza dla rycerskiego etosu. Pamiętać tu należy, że pojęcie „honoru” pierwotnie oznaczało przypadającą danemu wojownikowi część łupu i zysków z wyprawy. Była tym większa, im bardziej doceniano rolę danego wojownika w ich zdobyciu, jego umiejętności i prestiż. Honor stał się ostatecznie wartością abstrakcyjną, samą w sobie, swoistym kursem określającym wartość danego rycerza.

Co ciekawe i znaczące dla zrozumienia kultury średniowiecza: liczyło się tu nie tyle samo posiadanie pożądanych cnót, ale przede wszystkim to, aby cnoty te były powszechnie znane (zwłaszcza znane jako przewyższające cnoty innych rycerzy). Można więc stwierdzić, że podobnie, jak ma to miejsce w przypadku dzisiejszych celebrytów, liczył się przede wszystkim dobry PR. Oczywiście, w przeciwieństwie do nam współczesnych sław, celebryci wieków średnich musieli w końcu skonfrontować się ze swoim medialnym wizerunkiem stając na ubitej ziemi i kładąc na szali swoje życie...